Cyklistyczna historia
Pewnego razu, późnym wieczorem,
jadę przez wioskę swoim motorem.
Muszę uważać by w nic nie wjechać,
no i nikogo też nie rozjechać.
Kaskiem ściśnięty włos nienaganny,
stalowym koniem jadę do panny.
W tej wiosce mieszka moja Żaneta,
gdy o niej myślę, rośnie podnieta.
Bez zapowiedzi tak do niej jadę,
a za pazuchą mam czekoladę.
Moja Żaneta lubi słodycze,
pustych kalorii ja jej nie liczę.
Wita z uśmiechem, zęba koroną,
jestem w nadziei że będzie żoną.
Potem z teściami zrobimy flaszkę,
czy mi oddadzą swoją lubaszkę.
Po takiej bibce będę nocował,
w łóżku z Żanetą pod kołdrą chował.
Z takim zamysłem galopowałem,
przez cały tydzień o niej myślałem.
Przyszło mi poznać ją na zabawie,
trzy wolne tańce i już po sprawie.
A z nią żegnając pod jej ostoją,
czule spytałem, czy będziesz moją.
Potem radośnie do dom wracałem,
i z tej radości się wy…m.
Mam w nogę w gipsie po tym upadku,
i tylko tyle, nie stłukłem zadku.
Moja Żaneta mnie pielęgnuje,
codziennie moje serce ujmuje.
Chcę coraz bardziej, by była żoną,
moją miłością niezwyciężoną.
By razem wspólnie swe gniazdko wili,
i tak współżyli i się mnożyli.
Wszyscy w rodzince mieszkali składnie,
tatko z Żanetą trochę przesadnie.
Tak bajka kończy późnym wieczorem,
gdy się przez wioski jeździ motorem.
mieszkaniec Tomek