Palenie

 

Być nie trzeba poliglotą,

skleić parę wraz z głupotą.

Bo to też mi kiedyś równo,

jak w szambiarki rury gówno.

Uprzykrzało kiedyś życie,

syf wtłaczając znakomicie.

Jadę tutaj po palaczach,

nałogowych tych ściemniaczach.

Którzy w grupie oszukują,

wokół siebie innych trują.

Od nałogu tego buca,

wszystko capi jak onuca.

Tego smrodu on nie czuje,

dymem z fajki się szokuje.

Żadne jemu argumenty,

w okopcone te odmęty.

Tutaj oczu nie otworzą,

chyba że życiu zagrożą.

Szlugi kopci bo to lubi,

choć to kiedyś jego zgubi.

Pewnie darme me pisanie,

kiedyś raczej powie na nie.

Że mu tyle odebrały,

a on swoje że mu dały.

Sobą pewne odprężenie,

razem w parze i capienie.

Ja im jestem po paleniu,

wrogiem po ich zniewoleniu.

Nic w tym miejscu nie przekona,

że w głupocie palacz kona.

 

                                                  mieszkaniec Tomek