Mimo upału

 

Wrogiem tej spiekoty stałem,

kiedy już zachorowałem.

A gdzie bywa cień bezpiecznym,

to bywalcem bywam wiecznym.

Promyk Słonka nie dochodzi,

gdy za mocny, to mi szkodzi.

Siły ze mnie odpływają,

tylko końce ich zostają.

Na tych końcach się nie daje,

autor wiersza się poddaje.

Szklanka wody, jakieś leże,

 już jest ciało bardziej świeże.

Powróciły moje siły,

które wcześniej opuściły.

I już jestem między wami,

ze swoimi ambicjami.

By pomagać, rozweselać,

między wami siebie wstrzelać.

Razem wszyscy tu z uśmiechem,

który raczej nie jest grzechem.

Mimo że się leje z nieba,

my do szklanki, bo potrzeba.

Zaciskając siły w sobie,

tak pomożesz swej osobie.

 

                                             mieszkaniec Tomek