Kolegów krąg II

 

Fajnym bywał krąg kolegów,

kiedy kaską się śmierdziało.

Ale gdy był grosz w odbiegu,

to ich wcale, albo mało.

 

Zawsze owych pełno było,

kiedy mieli jakąś korzyść.

Chyba tak już to się wryło,

a przykłady można mnożyć.

 

I zabawy, i melanże,

w dal odeszły i nie wrócą.

Pozostały puste plansze,

teraz kłócą myśli, smucąc.

 

Gdy choroba już przypiera,

ten scenariusz jest najgorszy.

Wtedy dusza się rozdziera,

został Kompan, ten najdroższy.

 

Rodzic, kumplem twym jedynym,

który nigdy, nie opuści.

Z Nim, najlepsze są drużyny,

w Jego dłoniach, szczery uścisk.

 

Na łez polu, nie zostawi,

jak to bywa z kolegami.

Gdy ci trzeba, się pojawi,

to co brudne, z Nim odplamisz.

 

Zaskoczenia wcale nie ma,

często tak już w życiu bywa.

A to nie jest wcale ściema,

że ten osąd, po nich spływa.

 

Telefony im zabrali,

bo nikt nawet, nie zadzwoni?

Gdy w młodości razem rwali,

teraz w swoje każdy goni.

 

Tylko żal zostaje w głębi,

zawsze było głośno wokół.

Po tym myśl się w głowie kłębi,

wspólnie razem z łezką w oku.

 

mieszkaniec Tomek