Wredny los

 

Kiedyś raźno, swym rowerem,

wyjeżdżałem na przejażdżki.

Będąc sobie, sam kelnerem,

co serwował słodkie gradki.

 

Te wycieczki uwielbiałem,

gdy nakręcał łańcuch tryby.

Kiedy wiatru szum słyszałem,

jak wolności, słodkie dyby.

 

Całe piękno los odmienił,

zabrał całą, tamtą wolność.

Teraz w lesie wspomnień cieni,

pozostawił mi, bezsilność.

 

Mimo że już teraz wózkiem,

można poczuć łyk swobody.

I za pan brat, ze swym łóżkiem,

pandemiczne teraz kłody.

 

Nic nie będzie, tak jak było,

nie dość siły by to wrócić.

Wszystkie mi marzenia zmyło,

na kolana los mnie rzucił.

 

Radość miewam w córci Zuzi,

i najbliżej mej Rodzinie.

W mojej przyjaciółce Zosi,

jak w prywatnej, własnej gminie.

 

Trzeba cieszyć, co zostało,

a z tą resztą, przybić piątkę.

A być może, tak być miało,

i to teraz, strzał w dziesiątkę.

 

mieszkaniec Tomek