Nieproszony gość
Może mnie ominie,
no i nie dopadnie.
Podłożę mu świnię,
kiedy owy wpadnie.
Czasy to niepewne,
każdy wystraszony.
Zakażenia wziewne,
a on, nabzdyczony.
Gdy nadejdzie chwila,
że jednak, odwiedzi.
Przyjdzie, się posilić,
tak bez zapowiedzi.
Szpitalna sceneria,
w owych odwiedzinach.
Jak życiowy serial,
gdy się trzeba żegnać.
Oby szybko odszedł,
nie dawał prezentów.
Zostawił dnie słodsze,
takie, bez lamentów.
I jak długo, w ludziach,
będzie w odwiedzinach?
Nie wypiwszy brudzia,
gdzie dalej przekima?
Kto jego ugości,
kto weźmie ryzyko?
Kogo jeszcze ochrzci,
swą czarną muzyką?
Oby szybko zniknął,
tak szybko, jak nadszedł.
W otchłani gdzieś fiknął,
na wiek wieków, odszedł.
mieszkaniec Tomek